Dziś nikomu nie muszę udowadniać, jak wielką popularnością cieszą się udostępniane w Internecie filmiki, konferencje, wykłady, słuchowiska oraz podkasty. W znanych mediach i na licznych kanałach – YouTube, Spotify, Dezzer – odnajdziemy obecnie miliony treści, opowieści i wypowiedzi. Niewątpliwie istotnym motywem ich sukcesu jest dostępność oraz łatwość w odbieraniu prezentowanych treści, pojemność nośników, jak również swoboda, przenośność i wielozadaniowość (słuchając wykładów czy konferencji, można robić równocześnie wiele innych rzeczy). Powszechność tego rodzaju form ma bardzo różne przyczyny, ale niesie także poważne, nie od razu dostrzegalne, skutki. W globalnym doświadczeniu milionów ludzi pojawiła się zatem mocna konkurencja dla pisma. Okazało się, że dzięki dzisiejszej technologii mowa jest wygodniejsza, mniej kosztowna, łatwiejsza w zastosowaniu i odbiorze. Dopóki nie było tanich i upowszechnionych sposobów przekazu oralnego, który umożliwił Internet, telefony komórkowe, miniaturyzacja w rozwoju technologii (czyli alternatywne wobec pisma metody przekazu), tkwiliśmy w przekonaniu o koniecznej i niezastępowalnej roli pisma. Do tej pory zdawało się ono uprzywilejowane z samej swej natury. Obecnie wszyscy widzimy, jak Internet bardzo szybko przechodzi od słowa pisanego do słowa mówionego (komendy) i audiowizualizacji treści. Skutki tych ułatwień nie są już jednak dla większości z nas tak oczywiste.
Czy jesteśmy świadkami końca świata pisma, w którym zanika kompetencja czytania i pisania, a zaczyna się świat kultury mówionej i wizualnej?
Ten ważny temat poruszam w artykule zamieszczonym w najnowszym numerze Roczników Teologicznych Warszawsko-Praskich. Zapraszam do lektury: