Pandemiczna izolacja, nie możność uprawiania sportu, spacerowania czy innej aktywności fizycznej sprawiła, że w smartfonie i laptopie wiele osób znalazło ukojenie i azyl. Trudno dziś krytykować ten przymusowy stan, oparty przecież na racjach zdrowotnych. Izolację i samotność z nią związaną mają pomóc przełamać media. Przekonuje się nas, że dzięki postępom cyfryzacji uczestniczymy w rozwoju cywilizacji, w jej technologicznym postępie i doskonaleniu, a nieustanne używanie telefonu i komputera jest sposobem na kontakt z innymi ludźmi i naukę.
Uważam jednak, że należy być bardzo ostrożnym w entuzjazmie dla tych rozwiązań. Przenoszenie aktywności społecznej, ekonomicznej, politycznej, kulturalnej, jak również (co dokonuje się na naszych oczach) religijnej z przestrzeni realnej do wirtualnej, przynosi ryzyko pogrążania człowieka w swoistej nierzeczywistości. Fakt, że dzięki mediom cyfrowym mamy nieustanny i szeroki dostęp do informacji, filmów, memów, komentarzy, obrazów i osób, spowodował, że jeszcze przed pandemią i nakazem nauczania online, dzieci i ludzie młodzi spędzali w świecie wirtualnym dwa razy więcej czasu niż w szkole. Należy zatem zadać pytanie czy teraz – kiedy nie ma innego wyjścia jak tylko nauczanie zdalne – nie pogłębi się psychiczna dysfunkcja młodzieży? Problemów z wirtualnym światem, zalecanym obecnie jako sposób na naukę i pracę, jest bowiem bardzo wiele.
W najnowszym Tygodniku Idziemy (nr 17 (2020), 757, 26 kwietnia) zastanawiam się nad problemem wirtualnych zagrożeń. Zapeszam do lektury: Cyfrowa kwarantanna.